2011/03/10

Pięć gier które

ludzie zarżnęli swoim gadaniem.

5. Medal of Honor 2010


Trochę się rozejrzeć i widno że już nawet nie chodziło o to, że bugi albo że brzydka czy nudna, tylko Modern Warfare było lepsze gdyż/choć skryptowało w ten sam sposób, broń lepiej strzelała, kapitan Price miał fajniejszą brodę, woda z szynki nie ciekła a pomidory nie były takie kwaśne. Och, jakże niewarta swojej ceny. Jeszcze gdy ktoś wykłada zarabiane na etacie 150 złotych i rozczarowywuje się, to wtedy z takim narzekaniem można na przykład rozmawiać. Ale "zmarnowałem czas u kolegi przy tej grze" albo "ściągnąłem choć tyle ważyła a tu taka szmira" to szczyt bezczelności i degrengolady oraz satanistyczne niesprawiedliwe zaniżanie oczek na metacritic. A gdyby tak wyjąć kija i spojrzeć na nią doroślejszym okiem, to fajny produkt o aktualnej, zdaje się że przez to medium jeszcze nie poruszanej tematyce. Taka niepompatyczna. Sztachet z płotu nie wyrywa ale chyba jednak wcale nie miała takich aspiracji. Ma wady, lecz pozbądźmy się tego czerstwego przesadyzmu.

4. Mirror's Edge


Sympatyczna (w odpowiednim słowa znaczeniu) historia — sklejona, składna, interesująca (i już). Sposób animacji cutscenek jak w serialach dla młodzieży Teletoonu z okresu przełomu tysiącleci. Nadaje takiego charakteru grze, i to nie jest wada, o ile odbiorca potrafi wyłączyć kid!alert i przyjąć stylistykę jaka jest. Porażająco często leci się półtora tysiąca metrów w dół ale jak inaczej zrealizować nadachowy parkour? (SAY NO TO JETPACKS) Plus doprawdy, trzeba oddać tej grze pewne nowatorstwo i uchylenie okienka, przez które wedrzeć mogła się smużka świeżego powietrza. Wciąż żałuję że wyniki sprzedaży nie przyniosły wieści o sequelu.

3. Dead Space 2


Świeża sprawa. Kiedy mam czas pobujać się po miejscach wirtualnych zgromadzeń publicznych, to naturalnie nasłuchuję głosów mówiących o tym, w co akurat gram/co skończyłam. Lubię porównywać moje i ludzkie (haha, ale zagryw) wrażenia, których odmienność jest czasami aż szokująca. :O Oczywiście baba ze mnie, bo podczas gdy rzesze graczy żałują utraty survivalowego klimatu, ja przeżywam podmiankę twarzy Nicole i ogólnie nabieranie Isaaca dwa razy na te same cukierki. Ludzie mówią: "wciąż te same bronie :(", ja myślę: "PLASMACUTTER! :D :D". Sam Isaac również do wielu nie przemawia, a jednak ja pozwalam mu się uwieść. All in all, wszystko jestem w stanie zrozumieć, oprócz jakichś bardziej generalizujących zarzutów wobec fabuły. Będę wetować wszelkie malkontencje, ponieważ akcja całkiem wartka, z jednym czy dwoma zwrotami, no i wreszcie pycha ten światek do przodu, a nie ciągnie nazad. No dobra, zrobił się shooter, ale przecież także grywalny.


2. Prince of Persia 2008


Ale o co chodzi. Co to za bzdury że nie można umrzeć i przez to jest za łatwo. Przecież kiedy Elika wyciąga cię z przepaści to ustawia ponownie przed nią. Checkpoint przyszłości, ot. Jakie trzeba mieć rozwarstwienie człowieczeństwa żeby przyznać, iż grafika jest olśniewająco śliczna, a potem powiedzieć, że gra jest nudna? Trzeba czasem na element franchise'u spojrzeć jak na trochę niezależny produkt. Czy gdyby to nie był Książę to tłumy nie wyraziłyby nostalgii do Warrior Within, i przyjęłoby się trochę lepiej? Dlaczego "bajka" to taki pejoratyw? :( A przede wszystkim, jak można było narzekać na polski głos Eliki? Iza Bukowska to najpiękniejszy tembr po tej stronie Odry.


1. Batman: Arkham City 0.5


Specjalna pozycja na liście. O ile w przypadku wszystkich poprzednich tytułów mogę sobie swobodnie dysydencić, a na barykadach się w tych banitów zagrywać, tak tej utraconej manny już nie dostanę. Z powodu opinii niezadowolonych rzeczoznawców Nightwing został wymieniony na nadzwyczaj szkaradną Catwoman. Jasne, jasne, Robin pedał, rajtuzy, te rzeczy, ale to miał być Nightwing. No ej. Ile zła trzeba mieć w sercu żeby nie lubić Nightwinga? To koniec, nie będzie już, będzie Kot, która zresztą zapowiada się na niefortunne i smutne połączenie Halle Berry i Pfeiffer Michelle. Nie wybaczę. Nie.