2012/11/14

DC Universe, w dodatku Online

Nie lubię grać w sieci. Nie lubię grać z ludźmi. Nie lubię grać w sieci z ludźmi. Przyjemnościowy wyjątek stanowi dla mnie Assassin's Creed Revelations, w którego multi pociskam do dzisiaj (i lubię i nie nudzi mi się). Ale jakiekolwiek CoD-y, Battlefieldy, to zupełnie nie dla mnie, nawet mp Mass Effecta nie uruchomiłam ani razu. Skąd więc to DC Universe Online?



To nie jest trudna matematyka. Gra została zdegradowana przeszła do free to play, a ja pomyślałam: "Co tam, może będzie okazja poocierać się o Nightwinga". Wiadomo, za darmo nic nie ma i jak mówią, że free, to wcale nie znaczy, że da się w to play, nie nastawiałam się więc na ekstremum rozrywki. Stworzyłam sobie postać, moce i talenty łącząc tak, żeby był z tego fajny zestaw oraz żebyśmy z Dickiem do siebie pasowali; do głowy mi nie przyszło martwienie się o to, jak sobie potem będę z tym wyposażeniem radzić, oraz jak może ono wpłynąć na moją dalszą zabawę. Miałam o mmorpg mgliste pojęcie; od koleżanki dostawałam czasem hermetyczną relację z boiska SWTOR, niestety nie rozumiałam co miała na myśli mówiąc "dziś robiłam za tanka i jeszcze rzucałam cc na moby". (Zastanawiałam się: co to ku**a są moby?)

MASKA I PELERYNA SĄ A MUST.




Początkowo w ogóle nie przejmowałam się innymi graczami. Rozkoszowałam się faktem, że mówi do mnie Conroy Batman i że zleca mi różne zadania. Questowałam sobie i ekspiłam, craftowałam, nawet nie wiedząc, że craftuję. Kiedy po wbiciu któregoś tam poziomu (chyba dziesiątego) dowiedziałam się, że moja moc, gadżety, narzuca mi rolę controllera, to nawet nie wiedziałam o co cho. Czerpałam przyjemność z biegania po Gotham i Metropolis (Superman Adam Baldwin arrrrrr ♥), rezygnując tylko z tych zadań, które wymagały współpracy z innymi ludźmi. Nawet nie, że takiego mam kija w dupie, po prostu obawiałam się, że jestem noga i będą na mnie krzyczeć. Zbierało się jednak tych zleceń coraz więcej, odważyłam się więc i za'queue'owałam na swoją pierwszą instancję. Okazało się tam, że wszyscy w świecie są nieudolni równo i że nie ma się czym przejmować. Od tej pory bez żenady proszę na czacie o pomoc (zawsze jej ktoś udzieli), a gdy prosi ktoś, to biegnę (nawet jeżeli oznacza to branie tego samego bossa n-ty raz).

Same sławy. Siebie wliczam.
Jak przekroczyłam 30. poziom to obawiałam się, że nie będę miała już co tu robić, ale póki co endgame jest obfity, dziennik mam ciągle wypchany ciekawymi solo misjami (a nawet ciekawszymi niż przedtem, bo w końcu otwarły się dla mnie podwoje między innymi Batjaskini i Arkham). Generalnie DCUO pozwala na osobiste spotkanie z całym panteonem gwiazd DC, co jest mega (choć szkoda, że Questionem jest już Montoya). Przewija się przezeń większość sław z JLA, w tym różne ludzkie Zielone Latarnie(!). Wciry zebrali już ode mnie m.in. Harley, Sinestro ♥ i Deathstroke, także dla każdego coś miłego. I to wszystko za darmo! (Czekam na Husha).

Pingwin
Ano właśnie, za darmo. Free to play to niekoniecznie free to enjoy. DCUO jednak można enjoy i to bez przeszkód. Rozdźwięk pomiędzy regularnymi abonentami a żulami grającymi za friko nie jest duży. Jak się SOE łoży, to ma się więcej slotów w inwentarzu, portfel większy niż 1500$, dodatkowe bajeranckie zadania (które można kupić jako DLC nie abonentując się). Szczególnej uciążliwości powyższych aspektów nie zauważyłam; niewielka liczba przedmiotów kosztuje więcej niż półtora patyka, a związane są one głównie z craftingiem (część z nich mi potem sama spadła). Ja gotówkę zazwyczaj od razu wymieniam na naprawę sprzętu i sodę (ekwiwalent "manasów"), dlatego rzadko zdarza mi się cierpieć przez limit pieniężny (zaś w banku odłożyłam trochę śmieci na sprzedaż w razie kryzysu). Muszę jednak sprawiedliwie przyznać, że nie grywam szczególnie często, a combat rating mam wciąż niski, więc nie biorę udziału w raidach. Gram dla przyjemności, nie dla wyników; być może jak chce się być pro, to facc rzeczywiście nie wystarczy.


Generalnie: jest frajda, a słowa te wychodzą od kogoś, kto wcześniej pogardzał mmorpg. Oczywiście trzeba jako tako siedzieć w superbohaterach, żeby faktycznie zaiskrzyło, ale DCUO i ja stanowimy przykład, że można sceptykowi sprzedać i taką mechanikę, którą trzyma na dystans, o ile się to dobrze opakuje.