2013/01/15

Przegląd fur, którymi dałabym się przelecieć

No dobra, przegląd po prostu najfajniejszych statków kosmicznych, bo niektóre z poniższych słabo kończyły. :/
(w sumie nawet nie wiem czemu numerki, nie planowałam tego jako plebiscytu, but oh well)

1 spaceship per universe!

 5. Dark Athena


Uwielbiam Riddicka i dlatego mimo że jest to świat pełen przemocy, degrengolady i świń, zawsze trafi na moją top listę. Rozmyślałam nad jednym dobrym statkiem i w sumie Dark Athena bije Basilicę na łeb/szyję/nogi/czółki. To jest taki Pegasus (patrz: pozycja numer 2) na którym Helena Cain nie bała się dołożyć do pieca. Niby Necromonger i Revas robili to samo, a jednak kosmiczne piractwo i seksualna rozpusta (ta druga) zawsze wygrają u mnie z rozmemłaną ideologią i bezsensownym questem (ci pierwsi). Och, gdybym tylko nie bała się, że po dwóch dniach na pokładzie skończę jako dron...

4. Serenity


Znany każdemu szanującemu się geekowi statek klasy firefly, który w telewizji przeleciał chyba najkrótszy możliwy dystans. Jeżeli chodzi o przygody załogi, to jak to zawsze w przypadku Whedona bywa, na dwoje babka wróżyła; przyjemność wymiąchana z zażenowaniem. Same postacie jednak na mocnym propsie i dałabym się Simonowi zbadać (względnie Badgerowi – mówię serio). Siedząca na głębokim dnie studni mojej egzystencji romantyczka zaciągnęłaby się na służbę u Richarda Castle, by na pokładzie tego rozklekotanego wehikułu, jakim jest Serenity, wieść życie galaktycznego nomady, przy okazji naprzykrzając się Jayne'owi cały boży dzień. Ech!

3. Ishimura


Uuuu, pieprzona Ishimura pamiętała dobre dni! (Zanim ją rozniosło). Była pierwszym i aż do swojej... nagłej dymisji największym planetołamaczem, jakiego ludzkość zbudowała. Nostromo wyglądałby przy niej jak okutana lianami tratwa. (ofc Nostromo nie był planetołamaczem, analogia jest naciągana i złośliwa) Jakoś tak wszystko co dla Ishimury wymyślono mi się podobało: funkcja, przebieg służby, naukowo–robotnicza załoga, wnętrza i zewnętrze. Jak najbardziej widzę siebie w służbowym uniformie, z rigiem na plecach, przeglądającą log z raportem któregoś majstra z niższego pokładu. Ostatecznie kończę z nekromorfem w kręgosłupie ale takie czasy. Cholera, uwielbiam wypchane dobrym mięsem uniwersa.

2. Galactica


Rozważałam tego nieszczęsnego Pegasusa, ale brońcie mnie bogowie Kobolu przed zwierzchnictwem młodego Adamy; jeśli już, to pod Heleną, przeciw której wystąpiłabym z buntem i w najlepszym wypadku dostała śluzę/kulę w łeb. Wygrała jednak Galactica, na której chcę być usmotruchanym mechanikiem w oczojebnym kostiumie, ale nie takim niewydarzonym niczym jak Cally, a prawą ręką Chiefa Tyrola. Raz w tygoniu stary Adama wymamrocze mi, żebym "keep on doing my job" i generalnie jestem ustawiona. Tak zasadniczo, to ten akurat battlestar jest wyjątkowym statkiem, który nie robi sobie sam, a któremu robią ludzie. Chyba właśnie dlatego go tu mam – za pieroński najlepszy szpaler bohaterów. It's in the frakking ship!

1. Normandy SR-1


Jednym słowem: cacko. Nie takie jak byle jaki Żniwiarz ale jednak cacko. (Wonder Woman latała Normandią) Po tych wszystkich serialach które kazały mi patrzeć, w końcu dostałam jakiś statek w dowództwo i właśnie dlatego SR-1 zawsze będzie moim serduszkiem (mimo że to SR-2 jest rozbuchana i ma EDI). Na jej pokładzie działa się prawdziwa magia i spotkała mnie (to znaczy komandora Sheparda, oczywiście, ale dość dobrze się znamy) jedna z najpiękniejszych przygód w życiu. Zakłuła mnie strasznie jej utrata i mimo że SR-2 była esencjonalnie tym samym, do końca pozostała "tym drugim statkiem". Ja i doktor Chakwas to rozumiałyśmy!