2011/12/13

VGA 2011: Mass Effect 3 Exclusive Trailer




Hell yea more adrenaline action, let the geeks play Skyrim me wanna kaboooom everything

THRESHER MAW VERSUS REAPER = FUCKING (excuse my Krogan) EPIC!

Thresher Maw: You be bitchin' on my planet, I'ma slam yo' ass *attacks the reaper*
Reaper: What the ...

If that Thresher Maw eats the Reaper, it will not come out smoothly.

For some of the most advanced technology ever exist.....the reapers cant aim for shit.

@^ that seems to be a trend among all powerful, highly technological forces. Just look at the stormtroopers. 

I guess the Reapers didn't see the CAUTION WILD TRESHER MAWS ON PREMISES sign on the way to Tuchanka.

But when does the gameplay start?

That was so tight Butt-hole.

if i didnt know better, i would have expected godzilla to pop out at any second, but im sure the know what theyre doing...

Assassin's creed hidden blade.... hahaha

Shepard's like; HA I defeated the Thresher Maw on foot and you, Reaper, got owned like a bitchhh

I like how at 0:15 a laser come flying past shepard and he stands there totally oblivious to it. Mass Effect 3: Delayed Reaction 

źródło: kozackie komentarze na YouTube 

2011/06/11

Perskie piachy

Że Prince of Persia stanie się jedną z moich ulubionych serii zdałam sobie sprawę już gdzieś w połowie rajdu przez Piaski Czasu — swoimi niezręcznymi palcami prowadziłam bucowate gołoklatowe ciastko w szerokich gatkach i z względnie ostrym mieczem, wyginające stawy pod dziwnym kątem byle tylko przytrzymać się krawędzi. Do afrodyzjaków należały świat, panoramy z mostu, absolutnie amusing monologi głównego bohatera oraz mechanika gry, świetnie pozorująca wymaganie od gracza sprytu i refleksu. Był to burzliwy romans; can't live with you, can't live without you. Ambiwalentny stosunek do Duszy wojownika (i chciałabym, i boję się), a potem okraszona łzami trwogi bolesna, pordzewiała miłość do Dwóch tronów.

W 2008 roku Ubi rzuciło na rynek jakiś straszny produkt — "całkiem nową przygodę". Przez długie miesiące niby wcale nie oczekiwania zarzekałam się, że nie tknę tej nowej księżniczki nawet palcem, a grę przejdę na skinach starego Księcia i Farah (dorzucanych jako bonus content do pre-order packa). Oczywiście nie spełniłam tych gróźb (mięczak!) i wpuściłam do domu domyślną dwójkę. Nienawidziłam siebie za to, ale zakochałam się.

Informacja, że Montreal robi nową grę, przyszła już po tym, jak od Disneya wypłynęło kilka fotek przepracowanego torsu Jake'a Gyllenhaala. Myśl o filmie napełniała mnie wówczas wystarczającą ilością złych emocji, by wystarczyło i dla płodu Ubisoftu. Oczekiwałam kontynuacji "czwórki", nie budżetówki na siłę doklikanej do filmu. Kiedy więc na krótko przed premierą Deschenes zapowiadał: We're going back to roots, ja tłukąc pięściami w poduszkę krzyczałam "nie kupię! nie kupię!". Nie kupiłam. Kiedy dziś zastanawiam się dlaczego, próbuję usprawiedliwić się jakimiś kłopotami finansowymi, że a może czynsz, a może jakaś inna gra, a może było za drogo, ale to wszystko półwymówki; jeden ze sklepów miał wakacyjną promocję na EK za połowę ceny, a po jakimś czasie tytuł zszedł do Ubi Exclusive. (Inna sprawa  że nigdy nie kupiłabym żadnego PoPa w niepremierowej edycji; to nie mój styl). Naprzeciw mej emocjonalnej udręce wyszedł mój brat, ofiarowując mi w dniu marcowej celebracji imienia (no lol) EK tych nieszczęsnych Zapomnianych Piasków. (Kochany z niego chłopak ☺).


Spotkaliśmy się po latach ponownie, ja i Książę. W tych co zwykle okolicznościach — zdewastowane królewstwo, piękny, jeszcze nie zrujnowany pałac, Piaskowa armia żądna naszych głów oraz kilka głupich mechanizmów pozorujących wymóg sprytu i refleksu (;P). Do tego nie najgorsza, ale już nie ta sama muzyka (no Chatwood no fun) plus najlepszy, ten sam voice actor (Lowenthal JEST ultimate Księciem i w dziewięciu przypadkach na dziesięć to niezaspokojeni nastoletni jarający się Warrior Within chłopcy twierdzą inaczej). Ruszyliśmy.

Stoczyliśmy dziesiątki nieekscytujących, niezbyt spektakularnych walk, wykorzystując w ich trakcie kilka umiejętności z Drzewka Umiejętności, bardziej dla zabawy niż z potrzeby. Spotkaliśmy sympatyczną dżinkę w ładnych ciuszkach i z beznadziejnym akcentem, oraz dużego misia o małym rozumku — imiennika pewnego asasyna : ), brata mego towarzysza. Uraczono nas mocą przymrażania wody, która wymagała niezłego naparzania triggerami, i która dostarczyła nam uśmiechu przy kilku ładnych sekwencjach platformowych. Dzięki temu, że Książę wciąż gadał do siebie, uczucie wzruszającego homecomingu mnie nie opuszczało.

OMG, mój własny screen.
 Nie było zbyt bogato. W czasie tej krótkiej podróży urozmaiconej dashowaniem w kierunku potworków nie wydarzyło się nic, co miałabym zapamiętać na lata. Pewien potencjał miała walka z ostatnim bossem, jednak niby spektakularne sekwencje zręcznościowe zarżnięto przez obłędnie łatwe, do rozpykania intuicyjnie i trzema palcami mechanizmy. Przez całe story nie wsadzono Księciu w usta żadnego złotego tekstu, czego szkoda, bo z każdej gry z trylogii Piasków mam jakąś cytatową pamiątkę*. A świadomość, że ten wesoluchny chłopiec za parę lat i tak zmieni się w pokiereszowanego obdartusa krzyczącego do kobiety "You bitch!", naprawdę ściskała gardło łapą żalu.

You could expect more od full detali.
Zapomniane Piaski zrobiły mi dobrze. Powiało od nich tanim oldskulem, ale też sypnęło piachem [Czasu] w oczy, dzięki czemu łatwo przychodzi niezauważanie niedociągnięć oraz kliszowych rozwiązań. Jeżeli komuś podobała się swego czasu trylogia Ubisoftu, to będzie miał z tej gry kilka godzin funu. Zaś w sytuacji, gdy podmiot styka się z postacią Księcia Persji po raz pierwszy (naprawdę? w dzisiejszych czasach jeszcze tak można? chodźmy na piwo!), dostanie przynajmniej trzy czwarte tej przyjemności, którą ja miałam kilka lat temu z Sands of Time. Optymistyczny win-win.


____
*  – Most people think time is like a river... No dalej, ty też to pamiętasz. ;) i Stop talking to yourself!
   – Madness! What magic is this?
   – All that is yours is rightfully mine. And mine it will be. 
  Tak, to nie jest prawdziwy przypis. Postawiłam gwiazdkę, oddzieliłam podkreślnikiem i wyrównałam spacjami. 

2011/03/10

Pięć gier które

ludzie zarżnęli swoim gadaniem.

5. Medal of Honor 2010


Trochę się rozejrzeć i widno że już nawet nie chodziło o to, że bugi albo że brzydka czy nudna, tylko Modern Warfare było lepsze gdyż/choć skryptowało w ten sam sposób, broń lepiej strzelała, kapitan Price miał fajniejszą brodę, woda z szynki nie ciekła a pomidory nie były takie kwaśne. Och, jakże niewarta swojej ceny. Jeszcze gdy ktoś wykłada zarabiane na etacie 150 złotych i rozczarowywuje się, to wtedy z takim narzekaniem można na przykład rozmawiać. Ale "zmarnowałem czas u kolegi przy tej grze" albo "ściągnąłem choć tyle ważyła a tu taka szmira" to szczyt bezczelności i degrengolady oraz satanistyczne niesprawiedliwe zaniżanie oczek na metacritic. A gdyby tak wyjąć kija i spojrzeć na nią doroślejszym okiem, to fajny produkt o aktualnej, zdaje się że przez to medium jeszcze nie poruszanej tematyce. Taka niepompatyczna. Sztachet z płotu nie wyrywa ale chyba jednak wcale nie miała takich aspiracji. Ma wady, lecz pozbądźmy się tego czerstwego przesadyzmu.

4. Mirror's Edge


Sympatyczna (w odpowiednim słowa znaczeniu) historia — sklejona, składna, interesująca (i już). Sposób animacji cutscenek jak w serialach dla młodzieży Teletoonu z okresu przełomu tysiącleci. Nadaje takiego charakteru grze, i to nie jest wada, o ile odbiorca potrafi wyłączyć kid!alert i przyjąć stylistykę jaka jest. Porażająco często leci się półtora tysiąca metrów w dół ale jak inaczej zrealizować nadachowy parkour? (SAY NO TO JETPACKS) Plus doprawdy, trzeba oddać tej grze pewne nowatorstwo i uchylenie okienka, przez które wedrzeć mogła się smużka świeżego powietrza. Wciąż żałuję że wyniki sprzedaży nie przyniosły wieści o sequelu.

3. Dead Space 2


Świeża sprawa. Kiedy mam czas pobujać się po miejscach wirtualnych zgromadzeń publicznych, to naturalnie nasłuchuję głosów mówiących o tym, w co akurat gram/co skończyłam. Lubię porównywać moje i ludzkie (haha, ale zagryw) wrażenia, których odmienność jest czasami aż szokująca. :O Oczywiście baba ze mnie, bo podczas gdy rzesze graczy żałują utraty survivalowego klimatu, ja przeżywam podmiankę twarzy Nicole i ogólnie nabieranie Isaaca dwa razy na te same cukierki. Ludzie mówią: "wciąż te same bronie :(", ja myślę: "PLASMACUTTER! :D :D". Sam Isaac również do wielu nie przemawia, a jednak ja pozwalam mu się uwieść. All in all, wszystko jestem w stanie zrozumieć, oprócz jakichś bardziej generalizujących zarzutów wobec fabuły. Będę wetować wszelkie malkontencje, ponieważ akcja całkiem wartka, z jednym czy dwoma zwrotami, no i wreszcie pycha ten światek do przodu, a nie ciągnie nazad. No dobra, zrobił się shooter, ale przecież także grywalny.


2. Prince of Persia 2008


Ale o co chodzi. Co to za bzdury że nie można umrzeć i przez to jest za łatwo. Przecież kiedy Elika wyciąga cię z przepaści to ustawia ponownie przed nią. Checkpoint przyszłości, ot. Jakie trzeba mieć rozwarstwienie człowieczeństwa żeby przyznać, iż grafika jest olśniewająco śliczna, a potem powiedzieć, że gra jest nudna? Trzeba czasem na element franchise'u spojrzeć jak na trochę niezależny produkt. Czy gdyby to nie był Książę to tłumy nie wyraziłyby nostalgii do Warrior Within, i przyjęłoby się trochę lepiej? Dlaczego "bajka" to taki pejoratyw? :( A przede wszystkim, jak można było narzekać na polski głos Eliki? Iza Bukowska to najpiękniejszy tembr po tej stronie Odry.


1. Batman: Arkham City 0.5


Specjalna pozycja na liście. O ile w przypadku wszystkich poprzednich tytułów mogę sobie swobodnie dysydencić, a na barykadach się w tych banitów zagrywać, tak tej utraconej manny już nie dostanę. Z powodu opinii niezadowolonych rzeczoznawców Nightwing został wymieniony na nadzwyczaj szkaradną Catwoman. Jasne, jasne, Robin pedał, rajtuzy, te rzeczy, ale to miał być Nightwing. No ej. Ile zła trzeba mieć w sercu żeby nie lubić Nightwinga? To koniec, nie będzie już, będzie Kot, która zresztą zapowiada się na niefortunne i smutne połączenie Halle Berry i Pfeiffer Michelle. Nie wybaczę. Nie.