2014/05/14

Plądrowanie grobowców, fachowo i amatorsko

Dobra gra, z elegancko poskładanymi lokacjami, fajnie skomponowanym systemem walki i nieskomplikowaną, sympatyczną historyjką. Generalnie ma tylko jedna wadę – nazywa się Tomb Raider.


Poznajemy Larę Croft jako młodą dziewczynę na swojej pierwszej ekspedycji. Pchana pasją, ciekawością, dostała swoją szansę dlatego, że ktoś tam posiadał pewne środki i jej zawierzył, w dodatku w jakiś sposób w projekt zaangażowali się odpowiedni ludzie i jakoś ruszyło. Wypłynęli, niektórzy po odpowiedzi, niektórzy po inspiracje, inni po sławę i hajs, a niektórzy w imię przeterminowanych uczuć. Naturalnie, u celu podróży wszystko się kwasi, bohaterowie zostają rozdzieleni, a ta Lara Croft, głodna i zziębnięta, nagle zostaje zmuszona odnaleźć się w najbardziej z niewyobrażalnych dramatycznych sytuacji.

Powiedziałabym, że robi się fajnie. Środowisko jest Larze obce i przez to nam też wydaje się obce, początkowa bezradność jest wręcz doświadczalna i namacalna, lęk odczuwalny. Wdrapywanie na pnie czy głazy przychodzi z pewną trudnością i jest w jakiś sposób nienaturalne. Pierwszy sprzymierzeniec, łuk, sprawia pewne problemy, jest czymś nowym. Przez dwadzieścia minut próbuję ubić jednego jelenia. Napotkani obcy, szybko zidentyfikowani jako wrogowie, samoobrona, zabójstwo i problemy natury moralnej(!). Wszystko to jest sprawne; dramatyczne, ale w zrównoważony sposób.

Kiedy sprawa się rozkręca, dostaję czekan, strzelbę, karabin, potyczki z przeciwnikiem "na hardzie" sprawiają frajdę i odnoszę wrażenie, że to jest fajnie zrobione. Czasem trzeba pohulać po stosunkowo otwartej przestrzeni, złapać się jakieś belki, rozwalić jakieś dechy, doskoczyć tu czy tam; postać nie jest tak bezpieczna przy tym wszystkim jak ubisoftowe asasyny i zdarzyło mi się gruchnąć w przepaść, bo przekalkulowałam.

Podkreślana jako duży atut gry fabuła zgrzyta jednak parokrotnie. Przede wszystkim środek ciężkości jest bez zasadności przenoszony. Adwersarzami wymienianymi z imienia są tutaj, niestety, "Ruscy", parodie samych siebie i każdego złego gościa w każdym innym tekście. Kilka pierwszych potyczek z Ruskami to dosłownie manhunt, jaki sobie urządzają na Larę. Sekwencje te są (pomijając ruskowatość) zgrabnie zaplanowane i całkiem przejmujące, ponieważ bohaterka faktycznie stoi na niemal straconej pozycji. Sprawa jest osobista, bo to jest Lara vs Nikolai (nie wiem, czy gość miał jakieś imię, ale Rusek Nikolai jest zawsze dobry), czy potem Lara vs Dmitri. A kiedy tego nie ma, bo, na przykład, już się z Ruskami rozprawiła, to jest to Lara vs Banda Półgłówków, biegających i wołających: It's the outsider! OMG!!! Zestawiona z imiennym przeciwnikiem czuję się zaszczuta, postawiona później wobec tuzina no name'ów, nawet posiadających przewagę, jestem już Batmanem i ściągam gości po kolei. To jest w porządku, tylko że już takie odmienne i odstające od tego, co się działo – wedle czasu przedstawionego – jeszcze wczoraj. Podejrzewam, że miało to oddawać tę wymuszoną ewolucję i szybki kurs dorosłości Lary, ale jeżeli tak, to zostało to zrobione nieumiejętnie (a Jason pokazał, że się da umiejętnie, Far Cry 3, pozdro 600).

Przedmiot badań Lary i powód całego zamieszania, królowa Himiko i królestwo Yamatai, też są niestety jakieś takie bezbarwne. Elementy prawdopodobne i nadprzyrodzone zostały fajnie wyważone, ale poza tym jest bardzo jednostajnie. Z kolei ludzie towarzyszący Larze to pokryte teksturą szablony: mądra figura ojcowska, natchniony kark, zakochany geek, dziarski staruszek (zajebisty zresztą :D), żywiołowa kumpela oraz najgorsza w całym zestawie dwójka: naburmuszona, doświadczona kobieta i chciwy psur. Wszyscy, łącznie z Larą (mającym się na zawsze odmienić uosobieniem młodzieńczej naiwności), są jednokolorowi i zwyczajnie nieinteresujący. Nikt w Tomb Raider 2013 nie przedstawia żadnej głębi, a znajdowane dzienniki, czy to współtowarzyszy Lary, czy te z bardziej lub mniej odległej przeszłości, są do litery przewidywalne.

MY FANDOM NEEDS ME
Największym grzechem Eidosa Square Enix jest nazwanie tej gry Tomb Raider. Zupełnie, jakby po wsze czasy miałoby to być dziedzictwo Crystal Dynamics i jeśli już nie robią Kaina, to muszą robić Larę. Widzę w tym tylko próbę zapewnienia sobie przychodu dzięki marce, bo jest to jakościowo całkiem inny produkt. To nie jest reboot. Nie rebootuje się Lary Croft. To jest zupełnie inne doświadczenie i gra o czymś całkiem innym, niż poprzednie dziesięć (bo jest dla mnie TR-em Guardian of Light, a nie jest nim Tomb Raider 2013). Wszystkie zalety tej gry oddalają ją od esencji Tomb Raidera. Nie mam na myśli nakreślenia na nowo osobistej historii bohaterki, to się już zdarzało i było do przełknięcia. Ale nie znajdziemy w Tomb Raider 2013 niczego, co zawsze stanowiło o potędze Lary, nawet w kontekście najsłabszych odsłon serii – bezpretensjonalności, dowcipu, efektu WOW. Do diaska, tutaj nie było grobowców i zagadek unieruchamiających na pół godziny. Zabrakło katakumb, mechanizmów z czapy, ogromnych pająków, Yeti, Atlantydy. Dwóch pistoletów z unlimited ammo. Zabrakło Lary.

Lara Croft zawsze stanowiła dla mnie przykład postaci sklepanej z jajem, której ogromny biust nic sobie robi z feministek i grawitacji. Jej płeć w sumie nie miała znaczenia – Lara była po prostu kickass. Coś w niej, coś bondowskiego i indianadżonsowskiego, czyniło z niej bohaterkę idealną dla gry (a w konsekwencji: różnych tekstów) traktującej dramaturgię i rachunek prawdopodobieństwa nie całkiem serio. Opresje kwitowała onelinerami a intruzów na własnej posesji traktowała ze strzelby. Dostanie się do jej prywatnego skarbca wymagało rozwiązania nieosadzonej w logice zagadki i nikomu to nie przeszkadzało. Dlatego tak dobrze odnalazła się w kinie przygodowym i najntisowych komiksach. I być może właśnie dlatego w dzisiejszych czasach jest już przeterminowana. Zbyt wystrzałowa, zbyt silna, za mało krucha i ludzka.


Nie miałabym problemu z ta nową dziewczyną, gdyby nie miała na zawsze zastąpić prawdziwej Lary Croft. Ale po to właśnie została stworzona i dlatego nie umiem się z nią pogodzić. (Prawdziwa Lara istnieje i jest piękną kobietą w reklamie kremu KLIK). Go home, hejters.

5 komentarzy:

  1. Akurat a propo najnowszych przygód Lary pozwolę się nie zgodzić z Twoim zdaniem, że ta gra nie zasługuje na miano Tomb Raidera. Ba, moim zdaniem to jest gra, która o wiele godniej kontynuuje serię, niż Legends, Anniversary czy Underworld. Jako osoba patrząca zawsze na tą serię raczej krytycznym okiem, nie mogę nie powiedzieć, że teraz jest to po prostu lepsza, ciekawsza, i bardziej zróżnicowana gra.

    Dla mnie głównym mankamentem w starych odsłonach gry była walka, która była po prostu KOSZMARNA – piszesz z nostalgią o pistoletach z unlimited ammo, a problemem był fakt, że skuteczność uzbrojenia w grze była zerowa, nie było czuć w nich mocy. Do teraz mam w pamięci walki ze starych odsłon pokroju 3 czy Chronicles, gdzie wszystko ograniczało się do skakania wokół przeciwnika jak królik, i naparzania z zabawkowych pistoletów dopóki łaskawie nie padnie. Z fabułą podobnie - w Tomb Raiderach okropnie mnie bolała tandetność i zbyt duża ilość wątków fantasy w grze. Gra zawsze była widziana jako "żeński Indiana Jones", jednak przygody Indiego były wyważone, elementów nadnaturalnych było niewiele, i o to tutaj chodziło – i przede wszystkim to mnie ucieszyło w TR 2013. Wątek Himiko i Yamatai był wykonany świetnie, nie było go za dużo i nie dominował nad całą resztą fabuły – gdyby ta historia powstała w czasach starych odsłon, jestem gotów się założyć, że wylądowalibyśmy na "fantastycznej" wyspie rodem z Prince of Persia, nie tajemniczej skale łączącej w sobie coś z Parku Jurajskiego, King Konga, nawet miejscami Wyspy Doktora Moreau. A propo jeszcze "fantastyczności" – tak samo wedle mojej opinii twórcy wykonali świetny ruch, rezygnując z takiej ilości "nadnaturalnych" wrogów - wszelkie dziwadła typu Yeti, Pająki, Ręka Midasa czy DINOZAURY ( naprawdę, kto na to wpadł wtedy... ) burzyły klimat gry, i z ciekawej historii archeologicznej o Larze Croft robiły plastikowe kino przygodowe klasy B. To, co mamy teraz, jak najbardziej wystarczy, chociaż, gdyby ktoś mnie pytał o zdanie, to nie wiem, czy bym nie zaproponował usunięcia Samurajów :)

    Jeszcze co do przemiany Lary – ja "wymuszony kurs survivalowy" potraktowałem tak, że Lara mimo wszystko była wyszkolona, wyćwiczona, oraz miała jakieś ( mętne, ale zawsze ! ) pojęcie o o byciu archeologiem / strzelaniu / posługiwaniu się łukiem / etc, dzięki swoim studiom i dzięki Rothowi – wykrzesała to wszystko z siebie dopiero, kiedy nie miała wyjścia. Dla porównania, Jason na początku Far Cry 3 o zabijaniu nie wiedział nic, i dopiero pod koniec gry zrobił się z niego ( umiarkowany ) badass – też sytuacja jest inna, bo Jason stawiał czoła tylko i wyłącznie kartelowi narkotykowemu i jednemu wariatowi, nie kultowi Himiko, niegościnnej i niebezpiecznej wyspie, "Ruskom", oraz "innym" przeciwnikom. Nowa Lara jest uczłowieczona, mniej w niej jest z żeńskiej wersji Duke Nukema, a więcej chociażby z Olivera Queena czy Canary z Arrow. Ba, ja uważam, że o wiele LEPIEJ przedstawiona została przemiana w Tomb Raiderze niż w Far Cry 3 – bo tak, jak Jason stał się po prostu "bohaterem", tak Lara stała się miejscami wręcz niepokojąco twarda, zimna jak kamień, co jeszcze zostało podkreślone w teaserze nadchodzącej kontynuacji ( będącej XONE'owym exclusivem, ale pewnie czasowym ). I tutaj nie chodzi o kruchość czy ludzkość – nowa Lara jest wystrzałowa, jest ciekawa, wielowymiarowa, oryginalna, wyrazista, fajna. Ale przy tym wszystkim nadal pozostaje człowiekiem,, a nie napakowanym silikonem i adrenaliną cyborgiem sypiącym onelinerami.

    Ostatnie, na temat łuku – ja korzystając go przeszedłem prawie całą grę, i mechaniką strzelania byłem zachwycony, tym bardziej jako osoba, która mając do wyboru jakąkolwiek inną broń a łuk, zawsze wybierze łuk ( cóż, bycie wychowanym na pierwszym Thiefie robi swoje... ) - trzeba po prostu obycia i cierpliwości, nie zmienia to jednak faktu, że broń jest absolutnie genialna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz zauwazyc ze moim glownym zarzutem wobec TR2013 nie byly mechanika i bohaterka, a takie mechanika i bohaterka w grze z serii Tomb Raider. Sam zauwazyles, ze zawsze patrzyles na TR-y krytycznym okiem, zawsze sie z nimi "pomeczywales" i to akurat ta odslona stala sie Tobie przyjazna. Otoz widzisz Konradzie, najbardziej spodobala Ci sie ta gra, ktora jest Tomb Raiderem najmniej. Rozumiem, ze podoba Ci sie rozgrywka, przypadla Ci do gustu fabula i takze bohaterka; mozliwe, ze w wiekszym stopniu podzielalabym Twoje zdanie, gdyby ta gra osadzona zostala na neutralnym, czystym gruncie. Niestety, stala sie nowym produktem we franczyzie, ktory z tym, co mnie sie przez poprzednie dziesiec gier podobalo, jest tylko w znikomym stopniu powiazany. Najwiekszym moim zarzutem wobec tego nowego TR jest to, ze wykonal obrota o siedemset dwadziescia. Tobie sie to spodobalo, ale ja widze tu tylko odciecie wszystkich elementow, ktore stanowily dla mnie aktraktor. NIe mozna wiec mowic, ze to jest nowy, lepszy Tomb Raider, bo to nie jest Tomb Raider at all.

      To nieprawda, ze Jason stal sie bohaterem. Oj, ktos tu chyba nie gral w FC3. ;-)

      Zgadzam sie w sprawie luku!

      Usuń
    2. Ale widzisz, zmiana mechaniki, i zmiana Lary na "nową" sprawiły, że nowa rzesza graczy wskoczyła do świata TR, ze mną na czele - gwarantuję Ci, że gdyby ten Tomb Raider był rebootem, a osadzonym w "klasycznej", czy chociażby zbliżonej do klasycznej mechaniki, to gra "poszłaby" tylko w jedno miejsce - na półki fanów, którzy mają wszystkie TR'y.

      Tomb Raiderom zmiana była naprawdę potrzebna, co do tego nie da się nie zgodzić - nowe trendy w grach "Indiana Jones-style", wyznaczył Uncharted, i Square Enix poszli jego śladem - ulepszając oczywiście po drodze założenie takiej gry w bardziej zróżnicowaną, mroczniejszą i mniej filmową. I ba, bynajmniej nie mówię tego jako fan serii Uncharted, bardziej jako krytyk, głównie z uwagi na fakt, że Uncharted jest dość prostacki, ma wyraźnie zaznaczone, gdzie masz strzelać a gdzie się skradać, a sama fabuła jest nieco zbyt "radosna" (śmieszna, luźna, jak zwał tak zwał ). 

      Tomb Raider 1/2/3/4/Chronicles są klasykami, i jednymi z ikon grania w latach 90. Jednak, jak się zmieniło wiele aspektów grania na przestrzeni lat, i wiele elementów mogło być o niebo ulepszonych, tak TR'y stały w miejscu. I duża zmiana, taki "cios", był potrzebny, żeby seria odżyła. Popatrz, jak wiele marek umarło, bo nie umiało iść z duchem czasu, lub też robiło to nieudolnie. Tomb Raider natomiast dał nam coś nowego, ale przy okazji godnego nazwania tego Tomb Raiderem, czy raczej "Tomb Raiderem 2.0". Też, jakich elementów brakuje Tobie w ostatnim TR ? Elementy fantastyki ? Są, wreszcie w odpowiedniej ilości. Ciekawa fabuła ? Jest. Walka ? No hurra, w końcu ktoś o nią zadbał. Zagadki ? Okej, tego jest mało i za proste, ale może kolejna odsłona to naprawi. I przede wszystkim, jest sama Lara – postać głębsza (bez skojarzeń, proszę !), bardziej wielowątkowa i ludzka niż jej "stara" wersja. Może być ranna, może płakać, może wpaść w poważne kłopoty. Dobrym przykładem takiej zmiany jest Thief, gdzie nowy Garret jest świetną postacią, trochę inną, jednak trzymającą ducha pierwowzoru, przy tym nadającą postaci nowy wymiar. I mówię to jako absolutny miłośnik franczyzy Złodzieja. Tomb Raider przeszedł wręcz taką przemianę, jak Fallout, między 2 a 3. Też można to ubrać w takie słowa, że "Fallout 3 ma najmniej z Fallouta w serii", jednak nie sprawia to, że nie jest to świetna gra, czy też produkt godny noszenia nazwy marki. Star Wars : The Old Republic tak samo – niby nie jest to już KOTOR, jest MMO i grą o innej mentalności, jednak nadal jest świetny, i nadal zasługuje na bycie "duchowym spadkobiercą" przygód Revana czy The Exile. 

      Far Cry 3 skończyłem ( czy raczej ZMĘCZYŁEM, kupiłem grę na wyprzedaży Steam i jest to produkt, który najbardziej żałuję, że kupiłem w życiu – do Blood Dragona w moim rankingu "podstawka" nie ma startu ), i ja osobiście uważam, że Jason został swego rodzaju "bohaterem" ( przynajmniej, jeżeli wybrało się dobre zakończenie i olało tą wariatkę ). Ocalił przyjaciół, dziewczynę, brata, skończył z Vaasem, z Hoytem, z dzikusami, z kartelem narkotykowym. Może nie zrobił tego z potrzeby czynienia dobra, i "nieco" się zmienił podczas podróży, jednak to nie umniejsza jego zasług dla świata gry :)

      Usuń
    3. Pytasz, jakich elementów zabrakło mi w ostatnim TR – musiałabym w ramach odpowiedzi ponownie wkleić tutaj całą swoją notkę. Jako zalety wymieniasz wszystkie cechy, które ja wskazałam jako przywary. Wydaje mi się, że możemy się tylko "agree to disagree". I przede wszystkim, jest sama Lara – postać głębsza (bez skojarzeń, proszę !), bardziej wielowątkowa i ludzka niż jej "stara" wersja. Może być ranna, może płakać, może wpaść w poważne kłopoty. Dokładnie o tym napisałam: ta dziewczyna to już nie jest Lara. Umyka ci w tej naszej dyskusji sedno moich wypowiedzi: to jest inny, całkowicie inny produkt. Powtórzę: rozumiem, co i dlaczego spodobało ci się w tej grze, ale jednocześnie zaznaczam, że mnie to z proporcjonalnie odwrotnych przyczyn odrzuciło. Poza tym myślę, że trochę przeceniasz system walki, bowiem takich szczerze skradankowych (lub dających wybór) sekwencji nie było wiele – zdarzyło się kilka swoistych aren na takie potyczki, ale w większości przypadków gra wręcz wymuszała na tobie otwarte konflikty (dwóch gości na statku/wieży/watevs których mogę albo z kulki, albo z łuku, nie uważam za dobry stealth). Ale to już na marginesie. ;-)

      A Jason – jeśli klasyfikować heroizm po tym, że "skończył z Vaasem, z Hoytem, z dzikusami, z kartelem narkotykowym", to byłby bohaterem nawet wtedy, gdy wybiera "wariatkę" nad przyjaciół. A na tym polega uroda FC3, że nic tam nie jest czarno–białe. To nie działa zerojedynkowo: wybiera przyjaciół – bohater, wybiera Citrę – ma kuku. Emocjonalność i wymierność korzyści są rozpisane w dużo bogatszej matrycy. Jeżeli musiałeś "męczyć" tę grę, to zakładam, że po prostu cenimy w FPSach odmienne cechy.

      Usuń
    4. Musisz tylko zrozumieć, że Lara i tak musiała się kiedyś zmienić. Przede wszystkim najnowszy Duke Nukem pokazał, że gracze już mają dość jednowymiarowych, płaskich twardzieli, zamiast tego wolą takiego Kenway'a, Pearce'a czy Geralta - postacie które nie są tak "czyste", tak "prawe" jak bohaterowie gier z lat 90 ( wyłączając Garreta ), niejednokrotnie popełniające czyny które nie pasują do słowa "bohater", jednak będące ciekawymi protagonistami. Tak jak pisałem wcześniej, Lara kiedyś musiała przejść prawdziwy redesign, zamiast kolejnego dodawania efektów graficznych i skakania między miseczkami stanika, czy graczom spodobają się "większe", czy "mniejsze".
      I widać to po każdym bohaterze, którego znamy z dawnych czasów, a dostaliśmy odświeżonego teraz - nie wiem, jakie Ty masz zdanie na ten temat, ale ja na przykład od samego początku popierałem "zmianę" Dantego ( wyłączając hipstersko-menelskie ciuchy ) w najnowszym DMC. Przede wszystkim z jednego powodu - DMC4 pokazał, że kolejne "postarzanie" tego samego, do bólu japońskiego herosa, albo wprowadzanie na siłę nowych, nieco miałkich postaci ( Fajny, "motorowy" miecz, ale osobowość Nero mnie doprowadzała do szału ) nie przyniesie żadnych dobrych efektów, i robi się nudne, a zamiast tego dobrym przedsięwzięciem jest stworzenie czegoś innego, bardziej sugestywnego i "europejskiego" w znanej marce. Tym bardziej przedstawionego jako swego rodzaju prolog, co łączy nowe przygody Lary, i Dantego – Lara staje się badass, Dante przestaje być bucem i ma białe włoski, i żadna z gier nie przestaje być "kanoniczna" ( prócz backstory, pełnych niewiadomych i niedopowiedzeń ).



      W Far Cry 3 odrzucił mnie przede wszystkim schizofreniczny stosunek do samej fabuły, twórcy nie wiedzieli, czy chcą pokazać coś poważnego, "tripowego", i niepokojącego, czy na mniej poważnie, ze śmiesznymi wstawkami – i tak, jak przez pierwszą część gry to znosiłem, zaciekawiony postacią Vaasa, wyspą, fajną walką, tak od sytuacji z Buckiem ( kocham Kill Bill, oglądałem ten film z 20 razy i mogę go cytować z pamięci, ale takie "nawiązanie" śmierdzi świętokradzctwem, a nie "puszczaniem oka" ) coraz mniej chęci znajdowałem do uruchamiania tej gry, i ostatnie 40 minut dosłownie cierpiałem katusze, bo wiedziałem, że "już blisko do końca".
      Nie podzielam "fanowskiego" stosunku do Citry, i przy jej wątku przewracałem oczami, jakie to wszystko jest... tanie. Może jestem dziwny, że nie kupiłem tej sceny "inicjacji", czy jej osobowości, ale żebym polubił żeńską postać w grze, to trzeba czegoś więcej niż "pary cycków", agresywnego wyglądu i zdzirowatego podejścia – może to po prostu ja jestem za stary ? Albo po prostu zbyt zakorzeniony w epoce kobiecych postaci pokroju Anny z Tormenta, Neeshki z Neverwinter Nights 2, Kerrigan czy Aveline z AC : Liberation. Osobę Citry najbliżej mi chyba porównać do Isabeli z Dragon Age 2 – to nie jest "wow, jaram się, szarpałbym jak Rexio szynkę", tylko czasami po prostu... niesmaczne. Co do wymierności korzyści też nie zostało to wykonane znakomicie, ba, nawet dobrze – żeby zobaczyć świat w odcieniach szarości, trzeba sięgnąć po Knights of The Old Republic 2, Wiedźmina, Mass Effecta 3 ( którego mimo wszystko nienawidzę za zakończenie ), czy nawet ostatniego Deus Exa – pod tym względem moim zdaniem Far Cry po prostu nie ma startu.

      Z drugiej strony, oczywiście, też część sprawy na pewno leży w tym, że moje gusta w gatunku FPS leżą gdzie indziej niż Twoje – ja kocham gry takie jak obie części Metro, jak Stalkery, jak trzeci Crysis ( łuk wygrał wszystko ), czy jak Titanfall, który mnie i moje "wewnętrzne dziecko" porwał bez reszty. W skrócie, lubię jak gra jest albo poważna ( jak Metro ), albo "na luzie ( jak na przykład Borderlands ). To co leży po środku, na ogół usiłuje być "fajne na siłę" :)

      Usuń